
Kiedy do grudnia 2009 nie otrzymałam żadnego pisma, udałam się w wolnej chwili (23 grudnia) do urzędu, zapytać - dlaczego? Okazało się, że wszystko jest w porządku, dokumenty są już wpisane do komputera, przypisano do nich jakąś panią urzędniczkę i tylko nie wiadomo, dlaczego sprawa nie została zakończona. Oczywiście Pani urzędniczka była na urlopie (w końcu też człowiek).
Dopiero dziś udało mi się z nią spotkać. I oto czego się dowiedziałam: dokumenty są w porządku, ale pani nie miała dotychczas czasu by się nimi zająć (niemal rok). Na pytanie, dlaczego tak długo nie otrzymałam odpowiedzi usłyszałam - UWAGA - że z powodu "opóźnień tutejszego urzędu". Czyż to nie pyszne?! Pomijam już fakt, że pani już o 7.35 wyglądała na wykończoną pracą, a do towarzyszącego mi K. (współwłaściciela lokalu, wymienionego w dokumentach leżących przed jej nosem) odezwała się miłymi słowy: A Pan jaką stronę reprezentuje?!
Na marginesie dodam, że cała procedura zajmuje Pani 15 minut, bo tyle zaproponowała bym poczekała. Ale z drugiej strony w mojej kamienicy aż 6 rodzin przysporzyło jej pracy, nic więc dziwnego, że przez niemal rok nie znalazła na nas czasu, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz